Wojna w Gruzji a sprawa Ukrainy, Polski i Europy

Wojna w Gruzji a sprawa Ukrainy, Polski i Europy

Właśnie wróciłem z mojej kolejnej podróży na Ukrainę i wyjątkowo pierwszy post po urlopie nie będzie poświęcony informacjom gdzie przewędrowaliśmy, jakie ciekawe zdjęcia udało się zrobić i tym podobnym (to też się pojawi, ale później).

Od trzech dni jestem w Warszawie i gdziekolwiek się nie pojawię, padają pytania związane z konfliktem gruzińskim, jego wpływem na Ukrainę, a co za tym idzie na Polskę i Europę. Tak się składa, że w plan naszej wycieczki wchodziły odwiedziny moich przyjaciół w Czerniowcach. A los tak chciał, że trafiliśmy tam tego samego wieczora, co wybuchła wojna w Gruzji.

Poniżej postaram się przedstawić pokrótce wnioski z wieczornych rozmów z przedstawicielami młodej inteligencji ukraińskiej z Czerniowiec. Niestety moje wrażenia są takie, że konflikt nie odbywa się wcale gdzieś tam daleko od polskich granic. To nie jest kolejna wojna w Iraku, czy Afganistanie. Jego efekty oraz postawa polskich i europejskich polityków może mieć znaczny wpływ na naszą przyszłość i spokojne życie.

Zachęcam do przeczytania i dyskusji.

Słowem wstępu.

Na początku chciałbym zauważyć, że to, co poniżej przedstawię nie jest reprezentatywne dla całej Ukrainy. Są to wnioski i wrażenia wynikłe z rozmów z młodą inteligencją z zachodu kraju. Nie mam żadnego pojęcia jak się zapatruje na cały konflikt mniej wykształcona część społeczeństwa z zachodu a tym bardziej mieszkańcy wschodu.

Zanim zajmę się konfliktem gruzińskim, zmuszony jestem w uproszczeniu przedstawić sytuację wewnętrzną Ukrainy. Ten ogromny kraj boryka się z wielkimi podziałami wewnętrznymi. Wydaje się, że są one wieksze i bardziej znaczące, niż te, które ostatnio były mocno opisywane w polskiej prasie, w Belgii.

Mamy tutaj zachód, mocno narodowy, z dbałością o historię, język, z historią UPA i dążeniami wolnościowymi. O kierunku zdecydowanie proeuropejskim, ale stosunkowo biedniejszy. Mamy też wschód, zdecydowanie prorosyjski, miejscami prawie całkiem zrusyfikowany i z przewagą ludności rosyjskiej (głównie Krym i Zagłębie Donieckie). Wschód, ze strukturą społeczną mocno zoligarchizowaną, gdzie niższe warstwy są biedniejsze niż na zachodzie, ale są całkiem zależne od tych najbogatszych.

Do tego dochodzą podziały polityczne. Obóz, nazwijmy go „postkuczmowskim” (wschód) oraz „pomarańczowy” (zachód). A Pomarańczowi są podzieleni całkowicie między Żelazną Julią a Juszczenką. Podział tych ostatnich też jest znaczny. Można to porównać do naszych różnic między PiS a PO. Niby oba postsolidarnościowe a różnią się skrajnie.

Wojna w Gruzji.

I w całym tym wewnętrznym zamieszaniu wybucha wojna w Gruzji. W zasadzie po sąsiedzku dla Ukrainy. Prezydent Juszczenko razem z naszym prezydentem Kaczyńskim wymachują szabelką przeciw Rosji a Rosja kontynuje swoją politykę odbudowywania utraconych włości.

Przypomnijmy jak to było w Osetii. Zaczęło się od masowego rozdawania paszportów rosyjskich dla, bądź co bądź, obywateli gruzińskich, częściowo pochodzenia rosyjskiego, częściowo zrusyfikowanych w trakcie ZSRR. A potem prosta droga do wzmacniania nastrojów separatystycznych Osetyjczyków, połączonych z „ochroną obywateli rosyjskich zamieszkujących tereny Gruzji”. Od jakiegoś czasu podobne ruchy są zauważalne na niektórych terenach Ukrainy. Masowo rosyjskie paszporty są rozdawane wśród mieszkańców Krymu, terenów Doniecka i w kilku innych miejscach. Ukraińcy (ci z zachodu) już teraz, jeszcze nie bezpośrednio, mówią o rozbiorze kraju dokonywanym przez Rosjan.

Miękka postawa krajów zachodnich może być przyzwoleniem dla Rosji na kontynuację swoich mocarstwowych aspiracji w kierunku Ukrainy. A co za tym idzie na przeniesienie konfliktu zbrojnego do granic Polski. Twarda postawa może zaowocować już teraz konfliktem Rosja – NATO…

Kwestia militarna.

Rosyjskie okręty z floty czarnomorskiej, stacjonującej na terenie Ukrainy wyruszyły, bądź wyruszą w kierunku terenów objętych konfliktem. Prezydent Juszczenko już zapowiedział, że okrętów biorących czynny udział w wojnie gruzińskiej nie wpuści z powrotem do baz na Krymie. Niestety jest to obietnica bez pokrycia. Jak sami Ukraińcy twierdzą, z całej floty czarnomorskiej otrzymanej w spadku po ZSRR, do wykorzystania jest tylko jeden okręt. Reszta nadaje się tylko na żyletki.

Więc żeby móc wywiązać się ze swoich słów Ukraina będzie musiała oprzeć się na siłach NATO, które, przynajmniej oficjalnie, jest coraz bliższe włączenia naszych sąsiadów w swoje kręgi…

Aspekt gospodarczy.

W chwili obecnej gospodarka Ukrainy się dopiero kształtuje. Poznają kapitalizm od tej najgorszej, wyzyskującej strony. Bez prawa pracy, nadgodzin, urlopów. Prywatne firmy zbijają coraz większy majątek a państwowe przedsiębiorstwa podupadają. Do tego dochądzą problemy związane z ostatnimi katastrofami pogodowymi. Powódź stulecia w województwach: Zakarpackim, Iwano-Frankowskim i Czerniowieckim oraz susza na wschodzie.

Jeśli nie popłyną większe pieniądze z Polski czy Unii Europejskiej, Ukraina będzie skazana na własne środki (są świetni jeśli chodzi o odbudowywanie zniszczeń i przywracanie prznyjmniej tymczasowe funkcjonalności i życia na niewielkich terytoriach) oraz na pomoc płynącą z Rosji, która może mocno osłabić tendencje proeuropejskie…

Surowce.

Do tego całego zamieszania gospodarczego dochodzi zależność Ukrainy od cen na surowce (głównie ropa i gaz) dyktowanych przez Gazprom (czy inne korporacje), czyli de facto Rosję. Do tej pory rozwój gospodarki ukraińskiej był spowodowany mocno preferencyjnymi cenami surowców w stosunku do cen europejskich. W przypadku eskalacji konfliktu wystarczy, że Rosja podniesie ceny do poziomu europejskiego. Zadłużenie Ukrainy w stosunku do Rosji wzrośnie do niebosiężnych kwot…

Posłowie.

Nie potrafię powiedzieć jak powinien wyglądać kurs wschodniej polityki Polski i Unii Europejskiej. Jestem pewien tylko tego, że konflikt w Gruzji powinien nas żywo interesować, bo przy niezbyt pomyślnych decyzjach może przenieść się na Ukrainę, a co za tym idzie przytulić do naszych granic.

PS. Sprawa Kosowa.

Całkiem niedawno Kosowo odzyskiwało niepodległość. Z całego serca przyklaskiwałem tym wydarzeniom, ale jednocześnio bardzo uważnie przyglądałem się komentarzom w polskich mediach. Czasem, bardzo rzadko, pojawiały się uwagi niektórych dziennikarzy, że wydarzenia w Kosowie mogą dać pretekst Rosji w sprawie gruzińskiej. Przy całej sympatii dla Kosowian zgadzałem się z tymi opiniami. Obecnie śledzę komentarze w naszych mediach i mam nadzieję, że mylę się z moimi spostrzeżeniami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *